Dzisiaj będzie "pikantnie", bo zapewne od dłuższego czasu na to czekacie. Jak się mają sprawy damsko-męskie w takim kraju jak Turcja? Na początek zdjęcie reportersko-obserwacyjne:
młody erkek i młoda kadın |
Sytuacja ze zdjęcia miała miejsce dzisiaj. Cóż takiego charakterystycznego widzimy na zdjęciu poglądowym? Bir şey yok? (Nic?) Spójrzmy jeszcze raz. Przecież ta odległość mrozi krew w żyłach, pomimo że obojgu buzują hormony. Tak, mamy tu niewątpliwie do czynienia "ze spotkaniem w parku", jakże niewinnym z pozoru. Dwoje młodych siedzi sobie na ławeczce i szczebioczą, (o czym nie wiem, ale mogę się domyślać). Rączki blisko siebie i "jednoznaczna" odległość. Można pójść dalej w psychologię. On postawa otwarta, ona krzyżyk z nóg i spięta sylwetka.
I kiedy tak siedziałam i rozmyślałam jak podobna scena wyglądałabym w naszej rozwiązłej Polsce, do głowy przyszedł mi jeden wniosek: Łatwiej tu spotkać kobiety albo mężczyzn spacerujących za rękę, niż spacerujące za rękę pary mieszane. W naszej kulturze podobne zachowanie budzi podejrzenia o homoseksualizm. Natomiast idąca chodnikiem para trzymająca się za rączki to widok najnormalniejszy w świecie (szczególnie na wiosnę). W Turcji i innych krajach z przewagą islamu bliskość między kobietą a mężczyzną to pewnego rodzaju tabu (polecam: http://www.polskatimes.pl/aktualnosci/232334,dubaj-brytyjczycy-skazani-za-pocalunek,id,t.html). Trzeba mieć w pewnym stopniu "prawo" do tego, aby kroczyć za rękę, a i to czasem za mało. Podobne rzeczy nie mają odniesienia do par małżeńskich (które i tak rzadko chodzą za rączkę), par narzeczeńskich, par w nowoczesnych miastach jak Izmir czy niektóre dzielnice Stambułu, a także par międzynarodowych (czyt. ja i G.) to ze względu na bezpieczeństwo. Ale o tym w kolejnym odcinku.
Dodam tylko, że po dłuższym czasie spędzonym na obserwacji i przysłuchiwaniu się rozmowie, przeszłam na drugą stronę stawiku, żeby zrobić chyłkiem to zdjęcie. Mam nadzieje, że nie będą mi mieli za złe, kiedy za kilka lat znajdą swoje zdjęcie na tym blogu. Wiem jestem okropna, ale nie mogłam się powstrzymać. Podobnie jak podczas ostatniego pobytu w Turcji, kiedy zrobiłam zdjęcie kobietom, które były zupełnie zakryte. G. który stał obok oczywiście zrozumiał co się stało, wyszeptał z tą swoją przekorą w oczach: Did you just take a picture of them? (czy Ty właśnie zrobiłaś im zdjęcie?) Yes, I did - wyszeptałam...
Poniżej kilka zdjęć z Marınos Kültür Parkı, które zdobyłam cudem, bo okazało się, że przecież nie można tam robić zdjęć, bo jest jakaś konferencja i mnóstwo policji i nawet strażnik mnie gonił, ale jak mnie dogonił to mu powiedziałam, że ja przecież Turkçe anlamıyorum (nie rozumiem tureckiego) i rozpędziłam tym srogość z jego twarzy, więc tylko pomachał na mój aparat.
_______________________________________________________________
Na koniec najświeższe informacje z frontu...
G. dzwonił do mnie i omawialiśmy moje pierwsze wrażenia z Turcji. Kiedy po skarżyłam się, że nikt tu nie mówi po angielsku, powiedział swoje wredne: Baby, I warned you, didn't I? (Baby, przecież Cię ostrzegałem, czyż nie?). Prawdopodobnie będzie w Marmaris 13 grudnia, 14 grudnia będzie mógł zejść na ląd i wyruszyć po swoją baby, ale...najpierw po zimowe ubrania. G. w trakcie rozmowy przypomniał sobie, że nie spakował nic zimowego, a przecież wraca w środku zimy. Przez całą rozmowę wszyscy przechodnie przysłuchiwali mi się, w jakim to ja zamorskim języku mówię i co chwila ktoś przysiadał na ławeczce obok próbując coś zrozumieć. Jak próbuję się z kimś porozumieć to nic nie rozumieją, ale jak mówię do telefonu to każdy podsłuchuje jakby rozumiał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz