Po 3 dniach w ambasadzie, po długich rozważaniach, po nieprzespanych nocach i w końcu po oczekiwaniach, jestem w Turcji. Odkąd wsiadłam do samolotu, pomimo wilgotnych oczu, na mojej twarzy maluje się wyraźny uśmiech. Odkąd wróciłam z mojego 12-dniowego urlopu w Turcji w kwietniu, czekałam na tę chwilę...
Kiedy weszłam do samolotu z moim (oczywiście ponadlimitowym) bagażem podręcznym i zaczęłam się z nim szarpać już w przejściu, pierwszy mężczyzna, który czekał aż udrożnię przejście, jednym machnięciem zarzucił walizkę ponad głowami i umieścił ją w schowku... Zdążyłam tylko wyszeptać szybkie "teşekkür ederim", a w głowie pojawił mi się fragment filmu "Dzień świra":
– Czy byłby pan tak uprzejmy i pomógł mi zdjąć bagaże?
– Nie!
– Słucham!?
– Po prostu nie! Mi kto pomaga!?
– Jest pan mężczyzną chyba?
– Ale ja jestem za pełnym równouprawnieniem kobiet. Gorącym zwolennikiem jestem! A pani jest przecież w pełni równouprawnioną kobietą.
– Pan to za to nie jest chyba w pełni mężczyzną!
– Widzicie w nas mężczyzn w pełni, przypominacie sobie tylko wtedy, gdy trzeba wynieść śmieci, kontakt naprawić, zwolnić miejsce w tramwaju, autobusie. Nie jestem już w pełni mężczyzną, bo nie ma takiej potrzeby! Pani jest w pełni mężczyzną za to!*
O tureckich mężczyznach więcej później... W pewnym stopniu czuję się już ekspertką w tej kwestii.
A tak swoją drogą to ciekawe, że samolot Turkish Airlines z Warszawy do Stambułu jest "zawsze" opóźniony około 1,5 h. Czy to taka próba przyzwyczajenia do południowego sposobu mierzenia czasu? Żaden problem... jeżeli nie ma się dalej połączenia.
Na miejscu obok mnie, siedział starszy mężczyzna o ciemnej karnacji. Nie zdziwiło mnie to, w końcu połowa samolotu to mężczyźni o ciemnej karnacji. Najpierw okazałam się pomocna w przykręceniu klimatyzacji a potem tłumaczeniu menu na pokładzie samolotu... I to mnie zdziwiło, bo Mustafa (tak miał na imię) nie chciał wieprzowiny, co wyraźnie wyartykułował po polsku !!! Pomyślałam, że gdyby był Turkiem wiedziałby, że na pokładzie Turkish Airlines nigdy przenigdy nie dostanie wieprzowiny... Mustafa nie jest Turkiem zatem, jest Libańczykiem, który pracuje w Polsce i nie tylko, dla międzynarodowej firmy. Stoczyliśmy jeszcze kilka rozmów, dokładnie tak - stoczyliśmy, bo trudno mówić o rozmowie, Mustafa nie mówił zbyt dobrze po angielsku, ani polsku, ani niemiecku, a ja arabsku. Na koniec życzył mi powodzenia na praktykach i samych sukcesów.
Z samolotu pamiętam jeszcze promienie zachodzącego słońca wirujące po suficie, kiedy samolot podchodził do lądowania. Po wylądowaniu od razu poczułam nielubiany przeze mnie upał. Pomyślałam: dlaczego nikt mnie nie ostrzegł... Więc stanęłam w koszulce na ramiączkach, swetrze zakrywającym pupę i czarnym trenczu na płycie lotniska i marzyłam, żeby mój bagaż ważył połowę mniej.
Lotnisko w Stambule jest ogromne i na szczęście dobrze oznaczone. Byłam tu już, więc nie miałam problemów ze znalezieniem właściwej drogi, pomimo tego, że jak przez mgłę pamiętam drogę z G. metrem na lotnisko.
W metrze dwóch chłopców z zaciekawieniem przyglądało się moim walizom i zadziornie próbowali domyśleć się i zgadnąć skąd jestem, zbyłam ich tylko śmiechem, bo cierpliwie pilnowałam stacji na której mam wysiąść. Na koniec mieli opory ze zrobieniem mi miejsca do drzwi, ale chyba się dobrze rozpędziłam z większą walizką, bo mały zawadiaka ustąpił i nawet szarpnął się na pomoc mi.
Przyszedł czas na najtrudniejszy moment... Na dworcu miałam znaleźć jedno z biur Nilüfer lub Kamil Koç. Przecież to nie problem... A jednak... Otogar (dworzec) w Stambul to ogromny plac (może o średnicy 70 m) dookoła którego rozlokowane są jak w pierścieniu poszczególne firmy transportowe, a jest ich... bardzo dużo. Do tego zewsząd słychać krzyki mężczyzn reklamujących swoje firmy co wcale nie ułatwia. Było już ciemno, wszystkie neony błyszczały feerią barw, a ja nie miałam pojęcia gdzie i po co iść. Pytać kogoś o drogę? Przecież mi powie: a znajdź se sama, czytać nie umiesz? i do tego w obcym języku. Zapytałam młodego chłopaka o dwie firmy, pokazał drogę a po drodze znalazłam punkt informacyjny i znów zapytałam (panowie znali bardzo dobrze angielski).
Kupno biletu okazało się tylko formalnością, ale znalezienie właściwego autobusu już nie. Tu znowu znów słychać krzyki mężczyzn którzy pomagają wycofać kierowcy ze stanowiska. W końcu w poczekalni rozległ się tekst, na końcu którego usłyszałam: BURSA. Poderwałam się na równe nogi pokazałam wąsaczowi bilet a on pokazał właściwy autobus, a także stewarda który zajął się moimi bagażami... Tak, w końcu wszyscy ostrzegali mnie, że autobusy w Turcji to prawdziwy luksus i nie kłamali. Na bilecie wbite miejsce numer 4, więc rozsiadłam się wygodnie po przekątnej od kierowcy, pomyślałam: to dopiero HARIKA! (nadzwyczajne).
Stambuł nocą jest piękny!!! Z mojej twarzy nie znikał uśmiech ku uciesze stewarda i kierowcy. Szczytem wszystkiego była reakcja kierowcy na zachowanie innego kierowcy, zakrzyknął tylko: Allah, Allah !!! Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać, a oni razem ze mną. W połowie trasy autokar wjechał na prom i kiedy wyszłam pospacerować i rozprostować nogi, steward przemówił ludzkim głosem, niestety nie po angielsku. Ale wtedy mogłam po raz pierwszy spróbować swoich sił w standardach komunikacji: jak masz na imię, skąd jesteś, dokąd jedziesz, ile masz lat.
nocna podróż promem - co mnie tak w tym pociąga? |
Po 24 godz. od wstania po raz ostatni z mojego łóżka, leżę w nowym łóżku i opisuję pierwszy dzień pobytu w Turcji...
_____________
* http://pl.wikiquote.org/wiki/Dzień_świra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz