Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

czwartek, 30 września 2010

Wszystkiego najlepszego...

dla wszystkich chłopaków - Polaków z okazji Dnia Chłopaka...

A w prezencie...


Burcu Güneş w utworze "Tamamdır" to prawdziwy hicior tu, trzeba przyznać, że nie bez przyczyny. Piosenka mi bardzo wpadła w ucho, a i sama Burcu chyba niczego sobie, prawda chłopaki?

_______________________________________________________________

Najważniejszą informacją z samego rana był DESZCZ, który padał całą noc... Coś wspaniałego, po prawie dwóch tygodniach w temperaturze 30 stopni, w końcu czuć chłodniejsze powietrze rano i wieczorem. Na dowód tego mam zdjęcie mojego przystanka, a ulice mokre...

i co? trafilibyście? a mój bus staje dokładnie obok tej latarni po prawej

A w pracy postanowiłam, że skoro nikt mnie za bardzo nie chce uczyć to się sama nauczę. I przysiadłam się z krzesłem do biurka mojego przełożonego, kiedy on przygotowywał próbki do wysłania do polskiej firmy. A potem kiedy wynotowywałam sobie słówka z druków do wypełniania po turecku, E. sam zaproponował, że mogłabym poszukać informacji dla siebie o rodzajach dostaw w handlu międzynarodowym i rodzajach płatności. A potem przyszła wspaniała wiadomość, o tym że w przyszłym tygodniu będzie u nas jeden z dobrych klientów z Polski. Zapowiada się interesująco... Dostałam również odpowiedź na mojego wczorajszego maila. 

na progu firmy - ładne widoki, tylko dziś trochę chmurki przysłoniły
Czy to nie jest dziwne? Jestem w firmie od kilku dosłownie dni, a już koresponduję z kluczowymi klientami firmy w języku, który znam tylko ja. Wysyłając maila nie muszę wysyłać kopii do nikogo z przełożonych, bo wszystkie maile są w jednym systemie, a odbierając maile, widzę całą pocztę, która spływa na jeden adres w kilku językach. 

Muszę pochwalić dzisiejszy obiad, bo był lezzetli z melonem na deser, a potem jeszcze baklava na podwieczorek... Żyć, nie umierać. Nauczyłam już G. że ja jestem ciągle głodna, i jak tylko wie o czymś w kuchni to mnie woła i pomykamy na jakieś jedzonko.

A propos wołania... To pomysł mojej mamy, żeby nazwać mnie "Izabela" był trafiony w 10. Co chwila słyszę tylko "Isabel", nie mówiąc już o przyjacielu z Anglii - S., który mówił do mnie "Belle", pomimo że nie znosił Francuzów ani francuskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz