Baklava baklavą, ale kilogram śliwek zniknął jak w królik w kapeluszu…
Jeszcze przed powrotem do Polski rozmawialiśmy w pracy o słodyczach polskich i tureckich. Pytano mnie co jest takiego typowego dla Polski i dla mojego regionu. Przez chwilę się zawahałam, ale potem przypomniała mi się Solidarność i niezapomniana Śliwka Nałęczowska. I obiecałam przywieźć tego przysmaku jak tylko pojadę do domu, tak też się zdarzyło. Słowo się rzekło, chcąc nie chcąc, zakupiłam kilogram śliwek upchnęłam w walizce razem z butelką czystej dla L., żubrówką dla siebie i przyjechałam do Bursy.
Od razu pierwszego dnia pracy po przerwie zabrałam ze sobą całe kilo, bo głupio tak dzielić, zwłaszcza, że były w oryginalnej torbie z logiem. I w odpowiednim momencie kiedy Ali Bay był w biurze rozpakowałam worek. Obeszłam całe biuro, zakład produkcyjny sobie darowałam, zwłaszcza kiedy wszyscy zaczęli wracać po drugą śliwkę, a ja jeszcze nie obeszłam biura…
Potem zaczęli przychodzić po garści śliwek, a potem G. zapytała ile kosztuje opakowanie takie jak to i że ona da mi pieniądze, a ja mam jej kupić i przywieźć po świętach… Na koniec przyszedł nasz grubiutki przedstawiciel ze Stambułu wysypał 4 ostatnie cukierki, opakowanie wyrzucił, dał mi jedną a resztę zabrał dla siebie śmiejąc się przy tym serdecznie. Ale żeby nie było tak całkiem za darmo… Kiedy zaczęłam z G. rozmowę na temat dobrych tureckich marek win, brzuchol powiedział, żebym nic nie kupowała, bo on przywiezie mi z domu ze swojej kolekcji çok güzel wino – rocznik 1998… Szczęka mi opadła, bo taka impreza pewnie kosztuje niemało, ale realizm wziął górę: poczekaj aż zobaczysz wino w walizce, a dopiero potem będziesz się cieszyć. Nie mniej jednak brzmi zachęcająco. I ładnie wyglądałoby z taty kolekcją win…
Taka to była śliwka w czekoladzie…
_______________________________________________________________
Jeszcze przed powrotem do Polski rozmawialiśmy w pracy o słodyczach polskich i tureckich. Pytano mnie co jest takiego typowego dla Polski i dla mojego regionu. Przez chwilę się zawahałam, ale potem przypomniała mi się Solidarność i niezapomniana Śliwka Nałęczowska. I obiecałam przywieźć tego przysmaku jak tylko pojadę do domu, tak też się zdarzyło. Słowo się rzekło, chcąc nie chcąc, zakupiłam kilogram śliwek upchnęłam w walizce razem z butelką czystej dla L., żubrówką dla siebie i przyjechałam do Bursy.
Od razu pierwszego dnia pracy po przerwie zabrałam ze sobą całe kilo, bo głupio tak dzielić, zwłaszcza, że były w oryginalnej torbie z logiem. I w odpowiednim momencie kiedy Ali Bay był w biurze rozpakowałam worek. Obeszłam całe biuro, zakład produkcyjny sobie darowałam, zwłaszcza kiedy wszyscy zaczęli wracać po drugą śliwkę, a ja jeszcze nie obeszłam biura…
Potem zaczęli przychodzić po garści śliwek, a potem G. zapytała ile kosztuje opakowanie takie jak to i że ona da mi pieniądze, a ja mam jej kupić i przywieźć po świętach… Na koniec przyszedł nasz grubiutki przedstawiciel ze Stambułu wysypał 4 ostatnie cukierki, opakowanie wyrzucił, dał mi jedną a resztę zabrał dla siebie śmiejąc się przy tym serdecznie. Ale żeby nie było tak całkiem za darmo… Kiedy zaczęłam z G. rozmowę na temat dobrych tureckich marek win, brzuchol powiedział, żebym nic nie kupowała, bo on przywiezie mi z domu ze swojej kolekcji çok güzel wino – rocznik 1998… Szczęka mi opadła, bo taka impreza pewnie kosztuje niemało, ale realizm wziął górę: poczekaj aż zobaczysz wino w walizce, a dopiero potem będziesz się cieszyć. Nie mniej jednak brzmi zachęcająco. I ładnie wyglądałoby z taty kolekcją win…
Taka to była śliwka w czekoladzie…
_______________________________________________________________
Z rzeczy codziennych, moja parasolka, którą zostawiłam w biurze ostatniego dnia, była dokładnie tam gdzie ją zostawiłam. Moja Bu-Karta, była dokładnie tam gdzie ją zostawiłam. Natomiast w pracy pojawił się nowy osobnik pochodzenia marokańskiego, ale to już w kolejnym odcinku i muszę przyznać, że teraz to się będzie działo, już mi się sama klawiatura grzeje na myśl o tym co tu będzie opublikowane, damsko-męsko i bez cenzury.
Logo to słowo, które uznaje się za nieodmienne. Informuje nas o tym między innymi Uniwersalnego słownika języka polskiego (PWN). Oznacza to, że posiada tylko jedną formę, brzmiącą “logo“.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale mam fioła na punkcie ortografii. Blog bardzo fajny! pozdrawiam z Rzeszowa.
Tadeusz.
Pozdrawiam Tadeuszu i dziekuje za poprawke.
OdpowiedzUsuńMam nadzıeje ze wszystko inne jest w miare poprawnie chociaz wiem ze sadze literowki jedna za druga.