Zacznę od końca i podsumuję sytuację:
1. i najważniejsze - tata powoli wraca do formy
2. i najważniejsze - przeprowadziłam się do nowego cudnego' ciepłego i cichego mieszkania
3. i najważniejsze - mój G. jest już w porcie i to nie Marmaris, Gölcük ani gdzieś tak w Afryce, jest w moim porcie, a ja leżę na kanapie z laptopem na kolanach a głową na jego kolanach i wierzyć mi się nie chce, że to prawda...
Nawet nie wiem od czego zacząć... Więc znów zacznę od końca...
Wszystko co się wydarzyło w ciągu ostatniego miesiąca przypomina to co zrobił dziś G. - kupił świeże, pachnące, dojrzałe i ogromne truskawki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to,że jest 3 grudnia !!! No zobaczcie sami
ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie |
Mamy też internet tylko dla nas dwóch. Aaa bo powinnam zacząć od tego, że wyprowadziłam się razem z Lerą - praktykantką z Rosji, która dołączyła do poprzedniego mieszkania i całe szczęście, że dołączyła, bo gdyby nie byłabym teraz w... powiedzmy najciemniejszym zakątku tego łez padołu.
Lera pomimo młodego wieku jest na prawdę nieziemsko dojrzała i to ona znalazła nasze nowe mieszkanie, a ja rozbiłam świnkę skarbonkę, bo trochę nas kosztował ten luksus posiadania jednoosobowych pokoi, wspólnego saloniku i ciszy kiedy tylko chcemy, żeby zaistniała. Mieszkanko jest do tego czyste, co już w ogóle przyprawia mnie o jakieś pozytywne wibracje.
Gdyby tego było mało, w środę kiedy już wszystko udało nam się załatwić (pralkę i internet i adres w naszych ikametach) poszliśmy na kawkę/herbatę/salep tudzież inny napój niealkoholowy, odebrałam telefon od G.
- Baby, gdzie mogę Cię znaleźć?
- Yyyyy
- Gdzie jesteś?
- Gdzie Ty jesteś?
- Stoję przed Twoim nowych mieszkaniem.
- Cooooooooooooooooooooo?
Wybiegłam z Gren Cafe jakby mnie goniło stado rozwścieczonych dobermanów. I w ciągu 3 minut byłam już przy naszym meczecie uwieszona na szyi mojego marynarza i nadal nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu w ciągu dwóch dni znalazł się obok mnie.
Historia lubi się powtarzać... 17 września wylądowałam w Anglii i do 1 grudnia przeżyłam piekło mieszkania z Anglikami w domu, gdzie syf dochodził na drugie piętro po górze śmieci. Po dwóch latach 17 września wylądowałam w Turcji i do 1 grudnia wyprostowałam i ułożyłam swoje życie. Reszta w kolejnych odcinkach mojej tureckiej telenoweli.
truskawki, ponad 25 stopni na plusie... Iza, jak tak możesz pisać kiedy my tu zamarzamy ;/ pozdrawiam super, że wszystko się układa ;)
OdpowiedzUsuń