Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Śniadanie na szczycie...

Miało być tak pięknie, a tymczasem po pięknej sobocie przyszła brzydka niedziela i popsuła nam zupełnie plany. Dzisiaj miała być druga część wycieczki po Bursie. Jak widzieliście na moim planie, przewidywałam dwa dni. Niestety... ale co się odwlecze to nie uciecze... Innym razem.

Już mieliśmy się z G zupełnie nie przejmować pogodą, bo z rana nawet świeciło słońce, ale jak zaczęło padać to sromotnie i się rozmyśliliśmy. Zaliczyliśmy pierwszy punkt programu - prawie prawdziwe śniadanie tureckie na szczycie w restauracji Şehr-i Safa

Dlaczego prawie tureckie? G jest bardzo czuły na tym punkcie i strasznie nie lubi jak restauracje wykorzystują najlepsze lokalizację w mieście tylko po to, żeby zwabić klienta, a jakość jedzenia jest dość byle jaka. Więc zamiast menemen mieliśmy omleta z sudżuk, a zamiast wszystkich pozostałych elementów śniadania na tysiącu talerzyków jeden talerz z kilkoma elementami i do tego w tych malutkich opakowaniach... Cóż dobre i to. Przynajmniej widok był naprawdę super. 

Atatürka pomnik konny

a tak się zaczął deszcz...

a taki widok mieliśmy

i taki...

tam w oddali gdzieś Karkent

a tu ten minaret i kopułki to Ulu Cami

zgłodnieliśmy

oj zgłodnieliśmy

i znów nam się rozpadało



a tam mieliśmy dziś iść Yeşil Küllyesi

Koza Han

... to dwukondygnacyjny rynek dla kupców,
takich hanów tu jest zachowanych
i na przykład ten był dla handlarzy jedwabiem,
więc teraz wszystkie sklepy są z chustami i szalami


Po zakupach w Koza Han wróciliśmy do domu, G zajął się sobą, a ja gotowaniem pysznego obiadku. A po obiadku... a po obiadku odbyła się pierwsza lekcja polskiego... ALFABET Nie będę oszukiwać, że się nie ubawiłam. Jak doszliśmy do c, ć, cz, dz, dż, dź, s, ś, sz, rz, ż itd, itp. G stwierdził, że to wszystko jest to samo i że on nie ma szans się tego nauczyć, a ja powinnam wystąpić do rządu, żeby coś z tym zrobili...




A na koniec na pocieszenie spożyliśmy odrobinę szczęścia...

a to "szczęście w ziarenkach" - granat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz