Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

czwartek, 14 października 2010

Dzień Świstaka

Czy pamiętacie fragment z tego filmu, kiedy główny bohater przechodzi przez ulicę i zawsze wpada w kałużę wody po kostkę? Jeżeli tak to dobrze, bo dziś będzie po angielsku, czyli o pogodzie.


Od dwóch dni w 'zielonej Bursie' nie przestaje padać. Ale wydaje mi się, że się nie rozumiemy. Nie przestaje to znaczy, że nie przestaje. Gdziekolwiek jesteś słyszysz nasilający się i słabnący szum deszczu. W domu nic nie schnie, a raczej mam wrażenie że dodatkowo nasiąka wodą. Papier, herbatniki przypominają raczej papkę. Ubrania zdejmuje się mokre i zakłada mokre albo wilgotne. Suche buty… marzenie. Zdarza się czasem, ale co za różnica, kiedy wystarczy 5 min na zewnątrz i woda jest wszędzie. 

Dodatkowo deszcz jest tak intensywny, że w zasadzie nie ma substancji, która by nie przemokła. Tekst 'uliczkami już strumienie wody płyną…' zyskuje tu inny wymiar, bo czasem taką uliczką płynie strumień rzeka cała jej szerokością.
I kiedy wczoraj podczas takiego upiornego deszczu szłam na busa, nie doceniłam głębokości strumienia przy krawężniku i wdepnęłam w niego w moich nowych skórzanych czółenkach… Jakież było moje zdziwienie kiedy woda wdarła się do środka góra. Zdjęłam buta i wylałam to co jeszcze nie wsiąkło, ale mokro już zostało (Jakie to niesprawiedliwe!!!) Cały dzień przesiedziałam w biurze boso, żeby buciki wyschły, i co? I na marne, bo przecież nie przestaje padać.
Dobrze zapamiętałam to miejsce, żeby dziś nie zrobić dnia świstaka. I kiedy niesiona jak czarownica siłą parasola leciałam nad strumieniem, uśpiłam swoją czujność już na początku drogi… Trzy kroki dalej czekała taka sama niespodzianka jak wczoraj i znów mokro w butach. Przecież bez kaloszy to ja długo tu nie pociągnę tylko zgniję. Przynajmniej jest cieplej niż było – 18 stopni, co daje niemiłe uczucie sauny ulicznej. Nie wspomnę o tym, że niektóre uliczki to wielkie strumienie, jak na przykład ta po której idę pod górę i widzę jak wszędzie równo po wodzie odbija się światło latarni. I nie ma jak tego ominąć.
Po drodze do pracy widziałam jeszcze kilka wywalonych studzienek z których woda wybijała na jakieś pół metra i rozlewała się dookoła powodując kałużę nie do pokonania dla niektórych samochodów. A koryta rzek, które spływają z gór i jeszcze tydzień temu były puste, wczoraj były dwa razy mniejsze niż dzisiaj. A dwa dni wcześniej były zupełnie suche.
Góry, które widać z mojego okna w pracy, dziś były przykryte chmurami jak bitą śmietaną z puszki. I kiedy na chwilę wyszło słońce wyglądało to dość bajecznie, ale oczywiście nie miałam aparatu.
Tylko nie wiem po czym poznać czy dlugo tak jeszcze będzie lało, bo świstak nie chce się wynurzyć z norki…
________________________________________________________

Druga paląca kwestia dnia dzisiejszego to to co dzieje się w pracy. Przeżyłam dziś małe załamanie nerwowe. Z jakiego powodu? NIKT MNIE NIE ROZUMIE. Niestety czuję się jak idiotka. Mój angielski ograniczył się do czasu teraźniejszego i 10-20 najprostszych wyrazów. Rok studiów w Anglii - zmarnowany. Jak tylko zacznę mówić po angielsku do tej pory rozumiejąca wszystko osoba mówi mi tylko: Sorry? A ja z uporem maniaka mówię wy-raź-niej i gło-śniej. To nic nie daje, bo ta osoba i tak odpowiada nie na moje pytanie... Postanowiłam obejść system i jak pytania klientów dotyczą dostępności danego towaru, wynotowuję niezbędne symbole i składam słowo po słowie po turecku, przekazując T. pytanie od klienta.
Jestem mu naprawdę wdzięczna, bo tylko on stara się mi pomóc zrozumieć o co tu chodzi i jak mam prawidłowo zadawać pytania i informować innych o tym co mówi klient. Może dlatego, że on też przechodził to co ja tylko 16 lat temu. T. jest Bułgarem i przeprowadził się do Turcji. Więc doskonale mnie rozumie.
Coraz więcej staram się mówić również poza biurem. To naprawdę fantastyczna przygoda, znaleźć się w zupełnie obcym miejscu bez znajomości języka. Kreatywność w komunikacji osiąga 300 procent normy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz