Dziś kolejny odcinek z serii damsko-męsko. Ale nie będzie ani śmiesznie ani fajnie. Tak jak w temacie chciałam skupić się na mężczyznach tego pokroju, których w Turcji innych krajach islamu jest bardzo dużo. Oczywiście, nie dajmy się zwariować, jest ich zapewne tyle samo i w innych krajach (głupich nie sieją, sami rosną), ale posiadają oni prawdopodobnie inne cechy charakterystyczne. Być może mniej rzucające się w oczy dla Europejczyków czy Europejek. Przed dokładnie takimi mężczyznami przestrzega mnie nieustannie G. i jestem mu wdzięczna za to, chociaż czasami kolejną rozmowę o tym ucinam: biliyorum – wiem.
Turcja jest jednym z najbardziej postępowych państw islamu pod względem stosunków damsko-męskich. Media natomiast "chcąc nie chcąc" ten wizerunek wypaczają, serwując regularnie artykuły jak to Turcy dokonują rytualnych mordów na córkach, albo kolejny zazdrosny mąż zamordował swoją żonę, albo jeszcze lepiej grupowe morderstwa podczas wesel. Cóż… co tu dużo mówić, takie rzeczy się zdarzają ciągle, głównie na wschodzie, bardzo rzadko na zachodzie. Ale z drugiej strony czy u nas nie zdarzają się bardzo podobne przypadki? A to rodzice mordujący swoje dzieci, a to inna przemoc w rodzinie. Najtrudniej mi zrozumieć pedofilie wśród księży. A media od tego są, żeby o tym pisać.
Powróćmy do naszego bohatera… Postaram się przybliżyć jego sylwetkę i charakter.
Mężczyzna lat 18 – 40, czarne gęste włosy, czarne oczy, ciemna karnacja, twardy zarost, budowa ciała różna, poza tym żadnych znaków szczególnych rozpoznawalnych na pierwszy rzut oka. Reszta kryje się dość głęboko pod płaszczykiem.
Mężczyzna taki ma specyficzny stosunek do:
siebie – jest po prostu macho i jemu kobiety wszystko wybaczą
kobiet – powinna podać jeść, pozmywać i wielbić go za to, że zjadł
kraju – to najczęściej nacjonaliści, którzy nad podziw szanują mundurowych, bo wierzą, że pewnego dnia będą mogli bronić swego kraju pod komendą mundurowych
Osadźmy to wszystko teraz w realiach…
Jesteśmy na imprezie pożegnalnej Z. (pierwsza niedziela – wpis z 19 września). Zaraz przed wejściem do pubu, gdzie czekałyśmy na współlokatorów, podszedł do nas "EMRE" i zaczął swoje końskie zaloty.
Powiedział nam, że mieszka w domu poza Bursą i że ma w nim kilka koni (?!?!?!). A. odpowiedziała krótko, że powinien zamienić je wszystkie na jedną kobietę, to będzie zdrowsze dla jego psychiki. Potem dowiedziałyśmy się też, że wspomniany głosił też, że jest jedynym przedstawicielem AIESEC na Palestynę… pomimo tego, że nie ma AIESEC w Palestynie. O to co "EMRE" gotowi są zrobić, żeby poderwać zagraniczny towar. Dowiedziałyśmy się też, że ktoś się ponoć skusić na tego odnoszącego sukcesy hodowcę koni udomowionych. Ale z całą pewnością my do tych szczęściar nie dołączymy.
Już spodziewałam się, że więcej tego człowieka na oczy nie zobaczę, kiedy… za sprawą niebezpiecznego zrządzenia losu stanął on u nas w progu. Hay Allah !!! chciałoby się rzec, ale on przecież nie widzi w nocy a to było po zachodzie słońca. Kolumbijczyk D., który został zaproszony na wieczór z kuchnią polską, zaprosił Marokańczyka M. (tego wiecznie zgubionego), a ten znów zabrał ze sobą swojego współlokatora, który w rzeczy samej był "EMRE"… Co gorsza D. wysłał do mnie smsa z telefonu "EMRE"… Więc nie dość, że osobnik nam leży na wątrobie, zna nasz adres, to jeszcze mój telefon… teraz to chciałoby się rzec nic innego tylko: FUCK. Ale i na to przyjdzie czas.
Kiedy A. podała ogórkową w zastawię, która była na stanie, "EMRE" zapytany dlaczego nie je, odpowiedział, że bo nikt mu nie podał !!! Nosz przecież stoi na stole, matole !!! Nie to nie !!! Kiedy A. podała przepyszne pierożki, a ja się nimi zajadałam, kawałek postanowił mi uciec. Wtedy "EMRE" usłyszał co to miał usłyszeć. Bo cóż miałam zrobić, kiedy zbierając z siebie biały ser zostałam porażona fleszem aparatu. Zaklęłam szpetnie i zastrzeliłam go wzrokiem. Niedługo potem wszyscy goście opuścili mieszkanie.
Jeszcze tylko mały incydent z Kolumbijczykiem demolującym nasze mieszkanie. D. to dobrze najedzony chłopaczek, który postanowił się oprzeć o ścianę, której nie ma, a która jest tylko zasłoną i płytą pilśniową za tą zasłoną. Klasyka !!! Opierasz się o ścianę i nagle Twoje oczy przypominają 5 zł a ręce rozpaczliwie szukają, czegoś żeby się złapać. Pilśnia szybko zmieniła kąt i oparła się o szafę. D. wrócił do pionu, ale to nie pomogło… I usłyszeliśmy tylko głuche uderzenie szafy o podłogę w sąsiednim pokoju. Hahaha !!! Mężczyźni pobiegli sprawdzić, czy nie trzeba jej przynieść z piętra poniżej, a my skręcałyśmy się ze śmiechu przez kolejne 5 minut.
Wszyscy opuścili nasze mieszkanie, a ja poszłam sprawdzić telefony. I co? Oczywiście dostałam smsa od "EMRE"… żeby go tak ten koń… a w smsie: Dlaczego powiedziałaś mi tak brzydko, niedobra dziewczynko… Osz Ty emocjonalnie zaburzony typie, wychowywać mnie będzie próbował. M. i D. zostali pouczeni i tym, żeby nie spodziewali się, że odwiedzą nas z naszym "nieprzyjacielem".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz