Jestem tu juz prawie miesiąc i dzielnie zdaje relacje z pobytu w Bursie. Ale tego, co napisze dziś to jeszcze nie było. Jedyna w swoim rodzaju relacja z jednego Dnia z życia trainee.
6.00 - Pobudka
Boli oj boli... Ci, którzy mnie znają to wiedza jak bardzo mnie boli ranne wstawanie. W szczególności mama wie to najlepiej. Ale zamiast mamy mam dwa telefony jeden na 5: 50 drugi na 5: 55 i tylko raz zaspałam jak dotąd. O tej samej godzinie słychać tez muezina. Wiec jak on zaczyna wołać to znaczy że zwolnił łazienkę i wtedy ja idę pod prysznic. Jestem pierwsza na nogach z całego mieszkania, ale śniadania nie przygotowuje... O nie! W naszym mieszkaniu dobrze jest wstawać pierwszym, bo ciepła woda nie płynie z sieci tylko grzana jest przez bojler, co trochę utrudnia i kolejna osoba może mieć niespodziankę, taka jak ja pierwszego dnia...
6.30-6.55 Śniadanie, jeżeli jest czas...
Na śniadanie w Turcji najlepszy jest chleb z masełkiem i miodem albo winogronowym dżemem, który ma konsystencje płynnego miodu a kolor czekolady. Ja zakochałam się w tym przysmaku i zakaziłam moim uczuciem domowników.
6.55 Wyjście z mieszkania
To jest ostatni dzwonek żeby zdarzyć na minibusa, który zabiera mnie z przystanku pośrodku ronda i zawozi pod same drzwi firmy. Jeżeli nie zdąże to pozostaje mi metro i minibus. Wszyscy się dziwią, dlaczego chce mi się maszerować 15 min do busika przez ponoć niebezpieczna, bo cygańska dzielnice, zamiast 5 min do metra. Dla mnie to nie jest dziwne. Po pierwsze 15 min w jedna i w druga dziennie to przyjemny sport a po drugie to dogadać się gdzie chce dojechać i gdzie wysiąść i jeszcze pilnować gdzie jestem i czy na pewno w odpowiednim miejscu to za dużo jak na 7 rano. Wiec pomykam uliczka Republikańską (cumhurriyet cadessi), a po drodze kupuje za 50 kuruş - 1 lira coś na śniadanie i podwieczorek w pracy. Znalazłam coś w rodzaju pizzy turecki sucuk, pomidorki i oliwki na cieście.
7.15-7.20 Moj busik podjeżdża a ja wskakuje
Gün Aydin... I jedziemy wesoło po mieście zbierając pozostałych ludzików. Panie siedzą na pierwszej kanapie za kierowca. Starszy brat właściciela i księgowy obok kierowcy, reszta jak popadnie. Ja mam swoje ulubione miejsce przy oknie, wiec obserwuje miasto, szukam inspiracji i słucham muzyki albo lekcji po turecku na mp3. Czasem tez nasłuchuję rozmów w busie, ale słyszę głównie chłopaków z tylu, którzy nawijają slangiem. Czasem tez zupełnie odpłynę i myślę sobie jakby to było gdyby było zupełnie inaczej... Ale to jest temat na deszczowe dni.
8.00 Jestem w biurze
Najpierw komputer i maile firmowe i prywatne. Teoretycznie, kiedy chciałam zalogować się na swoja pocztę to system pokazał mi zablokowana stronę, ale Google działa i jak się kliknie na pocztę z pozycji wyszukiwarki to nie ma najmniejszych problemów żeby się zalogować. Facebook... zablokowany, NK zablokowana (skąd oni to znają?)
9.00 Śniadanko
Po mailach, herbacie i ustaleniu kolejności odpowiedzi z E zabieram śniadanko i pomykam do kuchni, tam robię sobie swoja herbatkę (niegorzka) i zajadam się śniadankiem. Często dołączam się G. a często jem sama wtedy zwiedzam zakamarki. İ tak np. odkryłam jadłospis na tablicy ogłoszeń albo kalendarz z wypisanymi na każdy dzień roku godzinami wchodu, zachodu, południa a także modlitw.
9.20-12.00 Praca
Toczy się życie w pracy od maila do maila od dokumentu do dokumentu. Czasem przerywane moimi próbami gadania po turecku. Przede mną siedzi chłopak, który jest Bułgarem i przyjechał do Turcji 16 lat temu. Nauczył się tureckiego, ale angielskiego już nie; to dzierzyj linu... (wtajemniczeni wiedza, o co chodzi). Jak zostajemy sami w biurze to on jest bardziej skory do rozmowy i powoli i wyraźnie pyta mnie o rożne rzeczy, np. dziś o to, co zwiedziłam w Bursie i jakie mam plany i ile tu zostanę. Zauważyłam, ze to bardzo ważne dla mojej nauki, bo najlepiej pamiętam to, co już powiedziałam nawet raz.
12.00 - 13.00 Lunch
Przerwa od pracy i czas na pogaduchy na stołówce. Zazwyczaj kobiety jedzą przy jednym stoliku a faceci hierarchia to znaczy umysłowi z umysłowymi a produkcja razem. Nie ma jednak wyjątku i wszyscy jak jeden mąż odwracają głowy i patrzą, kiedy wchodzę i muszę powiedzieć że ciężki jest ten wzrok oj ciężki: w co jestem ubrana, jaka mam minę, i na widok, czego się skrzywię. Niestety nie że mną takie numery. Ubieram się bardzo klasycznie i konserwatywnie i to nie ja się krzywię na widok jedzenia, jak co po niektórzy na widok wieprzowiny mogliby się skrzywić.
13.00 - 18.00 Praca
İ o tej porze praca się rozkręca. Przygotowywane są transporty do portu w Bursie albo w Stambule, albo paczki dla DHL albo różne inne jeszcze. A ja odpowiadam na maile i próbuje ugryźć różne tematy o tyle o ile, bo nie wszystko mi wolno. A w międzyczasie prasówka po polsku, angielsku i czasem turecku.
18.00 - 19.00 Powrót
İ znów wesoła wycieczka ładuje się do busika i tak samo jak rano, ale w przeciwna stronę. A ja powtarzam, co się nauczyłam tego dnia i chwale się F. albo G.
19.00 Home cold home
Po szybkich zakupach i marszu jestem w domku i gotuje kolacyjkę w cieplutkich pluszowych balerinach o których marzyłam cały dzień. A na kolacyjkę jajeczniczka albo talerz rozmaitości, albo ryz,warzywa i kurczaczek, jeżeli pamiętałam o wyjęciu kawałka z zamrażalnika.
Około 20.00 Mam już chwile dla siebie, a to dobre prawda?
Ale jeszcze jakieś drobne sprzątanko albo pranko. Do 23.00 - 0.00 czas leci jak z bicza strzelił i tak dzień w dzień. Ale pomimo, że jestem nocnym Markiem i bardzo lubię cicha ciemna noc, kiedy dom śpi, a ja mogę tworzyć i szukać inspiracji, to staram się nie kłaść później niż o północy, bo 6 godzin snu to na prawdę mało. I tak skróciłam swój tryb odpoczynku do 1/4 doby.
Tak wygląda dzień z życia trainees w Turcji i raczej nie różni się niczym bez względu na firmę czy miasto. Ewentualne różnice polegają na zmianach godzin wstawania albo posiłków. A my, trainees z całego świata, dopasowujemy się do tych trybików na pół roku albo na rok.
Dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz