Poza śniegiem na szczytach gór, który zobaczyłam w drodze do pracy (miało prawo być zimno), to był całkiem zwykły dzień, dlatego nie mogło obejść się bez fajerwerków. Po trochę nudniejszym poranku, przyszła pora na lunch. İ wtedy Iza dala popis.
Wchodzimy na stołówkę, bierzemy na więzienne metalowe tłoczone tace i w kolejeczkę do Abli. Cóż na lunch? Nic mnie nie zdziwi, co z czym i jak tu można jeść. Wiec kiedy zobaczyłam zupę, makaron, ziemniaki i jakieś kotleciki a w ostatnim pojemniku brązowe kiełbaski, pomyślałam ze to najnormalniejsze połączenie. Abla oczywiście hojnie mnie potraktowała, bo przecież ta bida z Polski takie chuchro musi nabrać pełnych kształtów na tureckim żarciu.
bağdat hurmasi, oczywiście moje były bez cukru pudru |
Wsuwam najpierw zupa potem kluski z... ketchupem (wow). A kolega przez G. pyta mnie czy jadłam te kiełbaski. Dumna z siebie odpowiedziałam oczywiście ze tak, tak samo jak wy z jajkiem i cebulka na patelni. Kiedy G. to przetłumaczyła, zobaczyłam jak coraz większe 4 pary oczu kierują się na mnie i jakoś dziwnie zwalniają żucie. O o! a to nie...? Krotka wymiana zdań i G. powtórzyła, ze kolega radzi mi żebym spróbowała najpierw.
sosis podsmarzone na patelni ciemnieją |
Brązowe kiełbaski okazały się porcjami marcepanowego deseru, czyli bağdat hurmasi a nie jak byłam pewna sucuk, czyli kiełbaskami z mięsa innego niż wieprzowina. I tak wszechwiedzącą Iza dala plamę...
A cóż takiego jedzą Turcy?
Zupy - są tu bardzo treściwe, często jogurtowe z jakimś przetartym warzywem, pomidor, cieciorka albo... panna młodą Ezo...
Mięsa - czyli wszelkiego rodzaju kofte, kebab i inne
Makarony, ryże i ziemniaki, jako dodatki.
Z co mi się zdarzyło z dziwniejszych rzeczy?
Otóż na samym początku podano nasz ‘chłodnik’ i znów dumna z siebie mowie ze przecież to nasza zupa na upalne dni, a G. to nie jest zupa to jest sałatka. Jak sałatka jak rzadkie to jak zupa i łyżka zasuwam?
Innym razem w pojemniku kompot, jak żywy. Ja patrzę... a oni mi do to jednego dołeczka w tacy ładują, patrzę dookoła a oni go łyżka do zupy wybierają z tego dołeczka. Tego już za wiele. Jeszcze nazywają go komposti. Wiec wzięłam sobie szklankę podeszłam do pojemnika nalałam jedna chochle a resztę napełniłam woda. Kiedy podeszłam do stolika zdziwionym minom powiedziałam: polish style.
Z rzeczy ważnych natomiast to to, ze je się tutaj bardzo dużo chleba w zasadzie do wszystkiego można jeść chleb i na prawdę ważne jest to żeby chleb był świeży. Nawet jeżeli stal 4-5 godzin w pojemniku to najczęściej będzie wymieniony na nowy. Lekko czerstwy chleb to już w ogóle poza komentarzem, a przypomina raczej nasza bułkę parówkę z grubsza skorka, niż nasz chleb.
Trochę się na początku obawiałam się kuchni tureckiej, bo moje 5 kilo zrzucone zaraz przed wyjazdem szybko wróci. Ale pomimo chleba, makaronu, sera żółtego, które spożywam tu w sporych ilościach, to nie zauważyłam nic niepokojącego, a raczej wręcz przeciwnie. Turecka dieta mi służy. Feeria owoców i warzyw, a do tego świeżo i domowo. Jest lepiej niż w Anglii! Dziwiłam się, G. kiedy marudził na owoce i warzywa, które były bez smaku i bez koloru. I ten angielski chleb tostowy, który bez opiekacza był niezjadliwy. Po tym, co zobaczyłam na bazarze i to, za jaka cenę, ja tez będę marudzić.
To te najdziwniejsze momenty. Reszta jedzenia nie wzbudziła takiego zainteresowania ani mojego, ani innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz