Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

niedziela, 10 października 2010

Korupark, czyli shopping mania po turecku…

Słoneczko późno dzisiaj wstało, ale wstało i to skusiło nas do udania się na wycieczkę do... największego centrum handlowego w Bursie - Korupark. I to centrum okazało się naprawdę ogromne, może nie tak duże jak Trafford Centre w Salford, ale i tak jest ogromne. Pojechałyśmy z L. metrem nr 1 do ostatniej stacji a potem jeszcze pół godzinki spacerku. Zejście całego centrum zajęło nam jakieś 3 godziny i zużyło całą moją energię, ale przyniosło także wiele ciekawych obserwacji.
ostatnia stacja metra
Coś jest ciekawego w centrach handlowych w Turcji. Po pierwsze i najważniejsze zaraz po wejściu do każdego centrum handlowego czeka na nas bramka i strażnik, tak jak na lotnisku albo w sądzie. Tak dokładnie tak, wszystkie albo większość publicznych miejsc jest tak w Turcji kontrolowanych, łącznie z wejściem na lotnisko. Oczywiście ta kontrola w większości przypadków nic nie wykrywa, chyba że się naprawdę śpieszysz na samolot. Wtedy najczęściej okaże się że maszyna znalazła cążki do paznokci albo mini scyzoryk jak w przypadku G. kiedy wracał do Izmiru a ja wracałam do domu po wakacjach w Turcji. 

centrum... centrum handlowego
Po drugie centra handlowe w Turcji niczym nie różnią się od centrów handlowych w innych państwach. Dlaczego? Bo taka jest rola centrum handlowego, żeby można było się poczuć swojsko i znaleźć sklepy, które znajdziemy w swoim mieście. Potencjalny cudzoziemiec to taka istota, która jedzie do obcego kraju, ale podświadomie czuje się bezpieczniej w znanych miejscach. Dlatego w Korupark znalazłyśmy takie sklepy jak Zara, DKNY, Armani Jeans, Beneton, Mango, Bershka, Douglas, Body Shop, La Senza, jest też miejsce na globalne marki fast food McDonald's, KFC czy Burger King, który u nas przebrzmiał. I każdy wie jak centrum handlowe wygląda i każdy kto chce poznać kulturę danego kraju powinien unikać takich miejsc. A kiedy byłam w Turcji pierwszy raz, nasza przyjaciółka Turczynka D. naprowadziła nas niczym GPS na parking jednego z centrów handlowych w Izmirze, zaraz po fantastycznej wycieczcie do Efezu… Kiedy zapytałam po co tu jesteśmy, odpowiedziała, że chciała mi pokazać nowoczesny Izmir…


Po trzecie centrum handlowe daje pewnego rodzaju obraz społeczeństwa. Taki przekrój przez różne warstwy społeczne, co w Turcji bardzo rzuca się w oczy. Od zamożnych rodzin, dziewczyn, chłopaków śmiało maszerujących po alejkach w obcisłych ciuszkach, niczym nasze galerianki, aż po bardzo tradycyjne i religijne rodziny, z kobietami zakutanymi po same nosy w burkę. Skrajności każdy z nas zna, nieterujące natomiast są przypadki pośrodku. Tutaj znów chciałabym przypomnieć pobyt w Anglii. Na uczelni roiło się od dziewczyn, które nosiły chustę zakrywającą szczelnie długie włosy, cała reszta natomiast była tak naszpikowana seksapilem, że ja czułam się naprawdę konserwatywnie ubrana - obcisłe czarne jeansy, złote szpilki, ociekające złotem paznokcie i make-up aż grubo, zwłaszcza w okolicach oczu. Tu sprawa wygląda trochę inaczej. Jest albo skromnie, albo naprawdę nowocześnie.

brzmi polsko... prawda? torun - to po turecku wnuczek/wnuczka
Oczywiście nadal jest nam się trudno ukryć w tłumie. I za każdym razem kiedy ktoś usłyszy rozmowę po angielsku odwraca głowę i patrzy się na nas "z miną kota srającego w deszczu". Jedyne co ciska mi się na usta, to : Yes, we do speak English and we do it very well, but you can't understand it at all! Jak dotąd nikt nie zaprzeczył. A L. dorzuca swoje : And I can say FUCK.

Najśmieszniejsza sytuacja spotkała nas w fast foodzie tureckim z kebabem. Kelner który miał mówić po angielsku, potrafił "rozumieć" jak zwykle i na koniec zapytał nas skąd jesteśmy. Patrząc mu bardzo głęboko w oczy odpowiedziałam, że... "z zagranicy" i zaczęłam się szyderczo śmiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz