Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

środa, 6 października 2010

Multilingual...

Dziś będzie o tym jak bardzo Karkent jest międzynarodowy. 

Zaczęło się od tego, że we wtorek zaraz przed wyjściem po pozwolenie na pobyt, zobaczyłam w poczcie maila po niemiecku. Uradowana możliwością przećwiczenia moich szarych komórek, zakrzyknęłam:
- E. can I answer this? - mogę odpowiedzieć na to.
- Sure if you can? - Oczywiście jeżeli potrafisz.
Kto??? że ja? nie potrafię? Odpisałam. Po moim wyjściu Pan z maila zadzwonił i biedny E. musiał się produkować. Zdołał powiedzieć tylko, że Miss Izabela Szmit nie jest biurem... w sumie się zgadza...A Pan z telefonu poinformował go, że zadzwoni jutro po 10. Hay Allah! Zrobiło mi się ciepło jak to usłyszałam. Ale słowo się rzekło. Co prawda pisałam w mailu, że preferuję korespondencję niż rozmowę, ale skoro musi usłyszeć mój głos.Na kartce przygotowałam niezbędne słownictwo z zakresu prowadzenia biura i działki tekstylnej.

Jestem więc w pracy i walczę z mailami w ojczystym języku. Walczę i próbuję się porozumieć z pracownikami biura w języku tureckim. Czasem nawet czuję się jakbym walczyła ze sobą kiedy po 10 powtarzam to samo zdanie po angielsku, bo nikt nie rozumie mojej wymowy (i po co było jechać na studia do Anglii?). Aż tu nagle dzwoni mój telefon na biurku... Oczy zrobiły mi się jak 5 zł, a wszyscy odwrócili się do mnie i patrzą, a ja jak to ja pokazałam palce na siebie, pytając czy to na pewno do mnie. Kiedy podniosłam słuchawkę F. z recepcji powiedziała kto dzwoni i się rozłączyła.

- Guten Tag Herr Zoran! - a w głowie: Co ja gadam i jak to bez sensu brzmi...
- Guten Tag Frau Izabela! - to brzmi jeszcze śmieszniej...
itd. itp.
Byłoby znacznie prościej gdyby obok mnie właśnie nie toczyła się gorąca dyskusja po turecku. Przyciskając jedną ręką słuchawkę do ucha, a drugą zatykając drugie ucho, usiłowałam rozgrzać szare komórki i dogadać się z człowiekiem. Po dłuższej chwili stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak napisze o co mu chodzi w mailu. I chwała mu za to...

Potem jeszcze telefon z Polski i kilka maili. Kilka zdań po turecku i gadanie po angielsku. Nawet nie wiedziałam kiedy dzień zleciał i kolejne herbaty. I odwiedziny w dziale księgowości po długopis. Wyobrażacie sobie jak zasuwam po schodach z wyuczonym jednym zdaniem po turecku powtarzanym jak mantrę na każdym schodku, wchodzę do pokoju, a tam wszyscy : Isabel !!! Merhaba, hał ar ju? - Aaa, yyy, hmm, co to ja chciałam, zapomniałam... Bir tane... ale czego...

W międzyczasie w biurze pojawił się klient, który odebrał telefon mojego szefa w języku francuskim. E. również mówił do niego po francusku i jak się okazało po arabsku też. Z E. komunikujemy się "po swojemu" on po rosyjsku a ja po polsku. A na koniec jest jeszcze jeden chłopak który mówi po bułgarsku. I'm loving it...

Podsumowując:
- turecki - oficjalny
- angielski - oficjalny tylko w niektórych kręgach i przy niektórych stolikach na stołówce
- polski
- rosyjski
- arabski
- francuski
- bułgarski
- niemiecki

Lepiej być nie mogło. Z tego ja poruszam się w 5 z nich...

Czy ktoś pamięta jak mówiłam, że nudzi mi się pracując w jednym języku? To już mi się przestało nudzić... Jest w sam raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz