Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

piątek, 1 października 2010

Piątek... tygodnia koniec i początek

To był na prawdę początek mojej pracy. Najpierw wymiana maili z jednym klientem o produktach i zamówienie. A potem... się zaczęło. 

Piątek popołudniu... czas modlitwy, pusto w biurze i cisza za ścianą, i słychać telefon mojego szefa na biurku. G. poszła go odebrać, ale przyniosła go do mnie mówiąc, że powinnam odebrać, bo to z Polski... Aaa, Yyy, hmmm... 
- Dzień dobry, Izabela Szmit, Karkent, słucham? w czym mogę pomóc? - a tam cisza... Po chwili... 
- O rany, Pani mówi po polsku? Ale numer... proszę poczekać, bo zaniemówiłem...
- Jestem stażystką w firmie Karkent i odpowiadam za realizację Pana zamówień i wiem, że w poniedziałek będzie pan w Bursie. 

Okazało się, że email wysłany przez klienta nie doszedł do skrzynki pocztowej firmy, a zawierał listę hoteli, które wybrał klient, a które mielimy sprawdzić i zarezerwować dla niego miejsce i zorganizować transport z lotniska do hotelu. Później jeszcze kilka telefonów z przekazaniem informacji i dokładnym dograniem szczegółów. 

To chyba najlepszy dzień jak dotychczas. Ta reakcja uzmysłowiła mi, jak wiele moja obecność tu może zdziałać dla firmy. To miłe czuć się potrzebnym i wartościowym dla firmy, nawet jeżeli czasem mi się nudzi, to wykorzystuję w pełni dany mi tu czas. 

Opanowałam już czas teraźniejszy i przeszły w języku tureckim. Postanowiłam w drodze powrotnej dać popis moich umiejętności i odmieniłam z 10 czasowników na głos. Wszyscy słuchali co ta "Isabel" gada. A kiedy już dziewczyny wysiadły i zostałam z osobami, które mówią bardzo słabo po angielsku.

- Isabel, Isabel, hał ar ju? - jak się masz?
- Çok iyiyim, sen? - bardzo dobrze, a Ty?
- Turkish boys... very good - Tureccy chłopcy... bardzo dobrzy
- I know... I have one... - Wiem, mam już jednego - i tym zabiłam wszystkich
- Do you have turk boy? - masz Turka chłopaka?
- Evet - tak.

I co? Pójdzie plota, po firmie: Ta młoda ma chłopaka Turka. Już i tak się na mnie patrzą jakby miała nos na plecach.

Na koniec napiszę coś o moim powrocie do domu... Bo to na prawdę magiczna sprawa. Kiedy tak pomykam od shuffle busa do domu. Mijam całą uliczkę bazarową... Co chwilę uderzają mnie inne zapachy. Najpierw sklepik ze słodyczami... Ten zapach, aż kręci w nosie. Potem biegnę dalej i czuję się jakbym leciała w powietrzu, bo wszyscy patrzą na mnie jak na zjawę. Potem jest kilka sklepów z dywanami i art. chemicznymi. Ale zaraz po tym jest sklep ze wszystkimi przyprawami... i to jest nieziemskie... Potem jeszcze kilka przemieszanych stoisk, a na koniec centrum handlowe, wokół którego rozstawiają się wieczorem chłopcy z małżami wypełnionymi ryżem i pokropionymi cytryną. Na koniec jeszcze sklepik z czymś w rodzaju drożdżówek i nasz malutki bazarek z rybami. 

A na koniec, siedząc z flatmates w mieszkaniu przy Żubrówce, wszyscy szklanki w dłoń i:
- Bess7a (czyt. Bsaha - miękkie "h") - Na zdrowie - po arabsku...

A my idziemy na imprezę - to pump it up...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz