Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

środa, 29 września 2010

Jak ciężko pracuje się w mojej firmie...

Po pierwsze i najważniejsze...

ZASPAŁAM !!!

Tak dokładnie tak i nie inaczej... Drugą noc z rzędu przesiedziałam z E. na kanapie i przegadaliśmy parę dobrych godzin. Nie potrafię powiedzieć co zrobiłabym, gdyby go tu nie było... Kto decyduje o tym kogo spotkamy w życiu? Ten kto o tym decyduje odwalił kawał dobrej roboty w moim przypadku. Odkąd tu przyjechałam i rozesłałam wici, o tym, że mieszkam w Azji, na moją skrzynkę mailową napływają jedynie zaproszenia z różnych części Turcji i Europy. A to kuzyn G. - E. i jego świeża żona H. zaprosili mnie do Stambułu na weekendy gdybym chciała odpocząć i miło spędzić czas, argumentując, że przecież jesteśmy już rodziną, a to przyjaciel G. - A. ze swoim domem w Foca koło Izmiru, a to wspólny przyjaciel z Salford przyjeżdża zapatruje się w L. i zaprasza nas obie na długi weekend 29 - 31.10 do Adany do swojego domu.

Wracając do mojego spóźnienia... Otworzyłam oczy i zaklęłam jak zwykle szpetnym : FUCK !!! Nie pomogło... Bo o to wybiła 7.00, a ja dokładnie o tej porze muszę opuścić mieszkanie, żeby po 20 min marszu przez dzielnicę bazarową przedostać się na mój bus stop, który na mnie nie poczeka bo zatrzymuje się pośrodku ronda !!! Szybki sms do G., żeby powiadomiła kierowcę, że mnie nie będzie i że dotrę na własną rękę. Ale przecież to nie rozwiązało problemu, że muszę tam dotrzeć na własną rękę !!! E. smacznie drzemie na kanapie, a ja pomknęłam jak strzała do metra i dopiero po metrze zaczęły się schody. Bo trzeba wytłumaczyć kierowcy, że chcę wysiąść w Sanayi ici - czyli dzielnicy przemysłowej. Jeżeli tego nie powiem, to on tam nie skręci - HA HA HA !!! Powiedziałam tak jak trzeba, zrozumiałam ile ode mnie chce lirasów (1,5) i dotarłam do pracy na 8.30 nawet przed G.

Kilka minut po 9 kiedy pisałam maila do G., który przemieszcza się gdzieś z Szeszeli do Mombasy, E. - mój przełożony zaprosił mnie do swojego biurka i przedstawił rynek tekstylny w Polsce ze szczegółami. O każdej firmie po troszku i co będę robiła. Ale zanim to... to dowiedziałam się, że nie tylko FB jest zablokowany (co zauważyłam sama), ale i mój przełożony ma wgląd w mój komputer na swoim komputerze. BOSKO !!! Dowiedziałam się tego po tym jak mi powiedział ile firm znalazłam i wpisałam do bazy, nie wstając od swojego biurka. Kontrola najwyższą formą zaufania. Pozostaje mi tylko szperanie po polsku-tureckich samouczkach językowych (których sporą część prezentuję w dziale nauka języka). Ale dziś to ja raczej robiłam wszystko, żeby nie usnąć i nie wysilić zbytnio umysłu po 3 godzinach spania.

Moje pierwsze zadanie: JEST !!! JEST !!! JEST !!! Mam przygotować maila do firmy polskiej, w którym się przedstawię i poinformuję o załadunku w przyszłym tygodniu. Więc do pracy... Yyy ale jak się pisało formalnie po polsku??? Chyba trzeba zacząć : Witam, albo jakoś tak. Po jakiejś godzince wszystko gotowe łącznie z zapisaniem adresu do książki adresowej i stworzenie podpisu w Outlooku. Pięknie nawet nie trzeba wysyłać tylko powiedzieć E. żeby sprawdził. A E. zna 26 języków jak sam powiedział, a ja dodałam: czyli dokładnie tyle ile zna Google Translate... Ha ha ha !!! Wszystko ładnie pięknie, ale dlaczego ja użyłam formy "Pan", bo tak u nas trzeba jak nie znam człowieka a domyślam się, że jest starszy. Ale przecież oni go już znają... o masz... ale ja go nie znam i jak nie napiszę "Pan" to będzie baaardzo niegrzecznie i stracicie klienta. Ahaaa... Mail wysłany. To co mam teraz robić? Lunch. Super, bo przecież zaspałam = nic nie zjadłam. Wszyscy mówią ale to jedzenie niedobre, a mi się tylko uszy trzęsą i powtarzam: Lezzetli - Smaczne. 

Po lunchu, rozmowa z przełożonym.
- Bo wiesz Izabel, u nas najważniejsze jest żeby odpowiedzieć szybko na maila i podać możliwie jak najwięcej informacji za pierwszym razem, żeby przewidzieć o co klient zapyta w kolejnym mailu i odpowiedzieć już w tym pierwszym, a tak poza tym to jak nie ma zamówień to nie jesteśmy zbytnio zajęci. Świetnie... Czyli pozostaje nauka języka. To ja Was teraz przećwiczę...

Najpierw kierowca musiał mi powiedzieć swój numer telefonu, żebym kolejnym razem pisała do niego. A on się uparł, że mi pokaże na wyświetlaczu... Zapomnij człowieku, wyśmiałam go i powiedziałam: Konuş! - Powiedz! Wyśpiewał cały numer a ja zapisałam ze słuchu. A teraz jeszcze powiedzcie dobrzy ludzi jak napisać: Nie czekaj - Beni bekleme. Super ! Jestem uratowana...

Zadzwoniłam do E., który czekał w mieszkaniu i szczęśliwa krzyknęłam w słuchawkę: Kardeş, beni bekle ! - Bracie poczekaj na mnie! A potem mojego najlepszego tureckiego przyjaciela (zaraz po G.) odwiozłam na autobus i jak zwykle musiałam się wzruszyć... a przecież już za miesiąc się zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz