Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

poniedziałek, 27 września 2010

Przyjazd szpiega...

Zaczęło się od wcześniejszej pobudki, bo zmieniłam miejsce wsiadania do shuttle busa do pracy. Więc wystrzelona z procy pomknęłam budząc miasto do życia i mierząc ile czasu zajmie mi droga. Jedyne 20 min szybkim marszem przy pogodzie przypominającej skisłą zupę, powietrze ani drgnęło, a jedyny powiew powstawał od tempa mojego marszu.

Trafiłam na rondo gdzie w sobotę wysadził mnie kierowca mówiąc: Izabel burada ! A mądra Iza z 5 językami zapytała: You mean the green triangular in the middle of the street or... FUCK! przecież on nic nie rozumie... Więc tylko pomachałam ręką na znak że rozumiem i powtórzyłam: Burada! W torebce karteczka opisująca miejsca gdzie wsiadam i wysiadam. GET IN - po drugiej stronie meczetu i na przeciwko pomnika krokodyla. To tak jakby u nas powiedzieć po drugiej stronie ulicy niż kościół w centrum miasta, jak tam same kościoły !!! A krokodyl to poszedł chyba na buty, torebki i rękawiczki, bo ja tu żadnego nie widzę. W dłoni telefon z zapisaną rejestracją firmowego busika. A w głowie piosenka: I co ja robię tu uuuuuuu ? Wokół mnie kręci się coraz więcej ludzi, bo przecież obudziłam miasto do życia. Godz. 7.22 sięgam po turecki aparat i otwieram smsy zaczynam pisać do G., że chyba coś namieszałam, bo jestem tu gdzie powinnam a busa nie ma. Zauważam, że mam najjaśniejszą cerę w okolicy. Co jest złe i dobre. Biały znaczy dobry, ale wtopić się w tłum nie mam szans. Godz. 7.24 już prawie wysyłam... kiedy widzę po drugiej stronie ronda mojego busika i nawet do mnie mryga światłami. Okazało się, że na prawdę mam stać pomiędzy pasami ruchu na zielonej trawce i czekać, rasowa prostytutka na rannej zmianie.
Wskoczyłam do busa: Gün Aydın! I cieszę michę bo przecież trafiłam, a wszyscy jak gdyby nigdy nic. Ludzie, przecież ja trafiłam...

Notka o przepisach ruchu drogowego... krótka notka.
Przepisów brak.
- dozwolone postoje nawet na środku ronda
- dozwolone przewożenie nieograniczonej ilości osób w samochodzie (kawał z maluchem i 20 osobami nie robi wrażenia)
- widziałam roczne dziecko trzymane na kolanach na przednim siedzeniu, bez pasów, fotelika...
- dozwolony zjazd z ronda z wewnętrznego pasa i zarazem dopuszczony objazd ronda po zewnętrznym pasie
- i cały czas trąbią trąbią i jeszcze raz trąbią (jedzie taksówkarz trąbi, bo szuka klienta, jedzie kierowca dolmusza trąbi, bo jeszcze upchnąłby jednego klienta na kolanach innego, jedzie kierowca trąbi bo tak)

Dzień upłynął dość przyjemnie. A wieczorem przyjechał mój szpieg. To znaczy szpieg G. Podejrzewałam, że E. jest nasłany przez niego, żeby wybadać jak ta nieporadna istota, która odrzuciła portfel tureckiego samca alfa i powiedziała, że sama o siebie zadba, poradzi sobie w istnej dżungli. Ale zanim mnie sprawdzi to najpierw muszę namierzyć E. Na ulicach tłoczno jak na krakowskim, ciemno bo już po 20, a ja mam znaleźć ciemnoskórego E. Dzwoni a ja pytam, czy widzi wzgórze czy nie, on mówi, że po drugiej stronie ulicy jest stary meczet. To jesteśmy w domu ! Wyciągnęłam szyję i patrzę, a on stoi i ze mną gada po drugiej stronie ulicy. Więc się drę do słuchawki: Don't move !!! stay there !!! DUR !!! I wskakuję między samochody, stojące w korku na 4 pasach. Aż w końcu dobiegam do E. i jak wariaci obściskujemy się w tym konserwatywnym kraju.

Zapytałam go:
- Are you coming here to spy on me? - czy przyjechałeś tu mnie szpiegować?
- I should not tell you, hun... - nie powinienem Ci tego mówić, słodziutka
A cały wieczór przebiega pod słynnym hasłem G.: I told you about it, didn't I? - Przecież Ci mówiłem, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz