Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

piątek, 24 września 2010

Tureckie poczucie czasu i sposób pracy

Nie mam pojęcia jak to zrobiłam, ale po pierwsze wstałam na czas, a po drugie zgubiłam stację metra... Do tej pory nie mam pojęcia gdzie jest moja stacja metra. To jest zupełnie niewiarygodne, ale mogłabym przysiąc, że przy ulicy którą biegiem przemierzyłam dziś rano dwa razy (!!!) jest moja stacja metra ! Nie było... Kosmos... na szczęście nikt nie rozumie polskich przekleństw na ulicy i o tej godzinie o której biegała jakaś wariatka i klęła po polsku było niewiele osób na nogach.

Miałam znaleźć stację Şehreküstü wsiąść w metro numer 1 i dojechać do wspomnianego Arabayatağı. Po biegu z górki i pod górkę zdecydowałam się na bieg z górki na Osmangazi, która jest wcześniejszą stacją i mogę tam też wsiąść w 1. Koniec końców na ostatniej stacji byłam i tak przed G. Mistrzostwo w biegu na przełaj i szukaniu kogoś kto zna angielski, żeby pokazał drogę !!!

wzorowo, ale tak to ja jeszcze ani razu nie widziałam, żeby było
Jesteśmy w firmie. Tu recepcja, tam kuchnia, a tu moje biurko... to to 4. od początku albo 3. od końca. Podekscytowana cała sytuacją, że w końcu jestem na właściwym miejscu. Zabrałam się do wykonywania swoich obowiązków jako Account Manager. Co moja opiekunka skwitowała iście południowym: don't be so stressed, relax, calm down... Rozejrzałam się po biurze, a tu... rzeczywiście... wlepiona w monitor jestem tylko ja. A wszyscy faceci wchodzą, wychodzą, łażą po biurze, idą na fajkę, piją herbatę i czasem odbierają telefony, a czasem zbierają się przy jednym biurku i nad czymś radzą, a jeszcze czasem siadają przy czyimś innym komputerze i coś dłubią... Pomyślałam, że tak będzie przez pierwszą godzinę na tak zwany rozruch, w końcu w Anglii też nam za to płacili. Po pierwszej godzinie Abla (pani starsza siostra) przyniosła wszystkim herbatę w tych ślicznych tulipankowych szklaneczkach, a faceci nie przestali... Po drugiej godzinie Abla przyniosła kolejną herbatę, a faceci nie przestali... Herbata powtórzyła się dokładnie tyle razy ile godzin było, a oni nie przestali łazić, gadać, dłubać w cudzych komputerach. Niewiarygodne...

Ja w międzyczasie zwiedziłam firmę i poznałam ich wszystkich, pamiętam, że jeden jest Turgut. O 12 obowiązkowa przerwa na lunch: dwa dania i deser oczywiście baklava. I tak... to była moja pierwsza baklava do tej pory... A na lunch była zupa i kuskus z jakimś sosem, po obiedzie przyjechał Bay A. i jego córka D., faceci na chwilę przysiedli, na bardzo krótką chwilę.

Przed samym wyjściem do domu rozgorzała dyskusja na mój temat i w ciągu pół godziny z dwoma kierowcami ustalano jak to zrobić, żeby service bus dojeżdżał do miejsca w którym mieszkam. Stanęło na tym, że albo będę iść 15 min na piechotkę do service bus albo firma pokryje mi koszty dojazdu do ostatniej stacji metra skąd również zabierze mnie service bus, mogę sama zdecydować.

Wróćmy do tego... co należy do moich obowiązków, przede wszystkim kontaktowanie się z klientami w szczególności z Polski w celu usprawnienia i nawiązania współpracy oraz w późniejszym czasie przygotowywanie dokumentów eksportowych, a także cała reszta przyjemniejszych rzeczy: jedzenie, picie herbaty, próby nawiązania kontaktu słownego i cieszenie się chwilą. Żyć nie umierać !!!

On the way back home...
Powrót w promieniach zachodzącego słońca był równie śliczny... Dlatego po przygotowaniu jajecznicy udaliśmy się z L. i F. na piwko po pracy i oczywiście znów skończyło się na dyskusji o religii między muzułmaninem - ateistą, niepraktykującą katoliczką i liberalną wyznawczynią prawosławia.

I tym optymistycznym akcentem zakończę wieczór, bo jutro w sobotę też idę do pracy. Wyjątkowo tylko ten raz, żeby szybciej wdrożyć się w obowiązki. W końcu picie herbaty jest bardzo wymagający obowiązkiem...

3 komentarze:

  1. Iza pociągnij proszę wątek dyskusji miedzy wyznawcami różnych religii, jestem bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. specjalnie dla Ciebie, relacja prosto z ulicy Młyńskiej w Bursie, a relacjonuje szalona reporterka zauroczona wołaniem muezina i wszystkim tym czym pachną tureckie bazary...

    OdpowiedzUsuń
  3. hyhyhyhy....A myślałam, że tylko moja praca tak wygląda.... I nawet miałam wyrzuty sumienia ;)

    OdpowiedzUsuń