Blog dostępny również pod adresem izabelaszmit.wordpress.com
(dostęp do serwisu blogspot został częściowo utrudniony w Turcji)

niedziela, 26 września 2010

Jak szybko i skutecznie nauczyć się tureckiej kultury...

çay i tavla
Zanim o tym co w temacie... krótkie nawiązanie do dnia wczorajszego. Trochę mnie poniosło o tej kulturze i religii, że zapomniałam o czymś bardziej praktycznym.
Wyszłam na balkon i zerknęłam na ulicę. A tam... u fryzjera życie toczy się w najlepsze. Najpierw, ponieważ było około 5, panowie pili herbatkę i przekąszali kebaba zza rogu. Potem przyszedł inny pan i zabrał wszystko co niepotrzebne. Inny pan przyniósł tavlę. Impreza się rozkręca... pomyślałam. Za chwilę podano kolejne tulipanki z herbatą i tak siedzieli sobie panowie dobrą godzinkę pogrywali w tavlę i gaworzyli w najlepsze przy brązowym napoju. Odkąd tu  mieszkam Ci panowie w różnym składzie siedzą dokładnie w tym samym miejscu i robią dokładnie to samo codziennie. I codziennie przyglądają się mi gdzie to ja idę albo skąd to ja wracam. Więcej... oni na pewno już wiedzą, że nie jestem Turczynką. Skąd wiem?
zieleniak
Zajrzałam do zieleniaka na rogu... Z mocnym postanowieniem udawania Turczynki. To znaczy na Hoş geldiniz odpowiedziałam pięknie Hoş bulduk. Wybrałam swoje pomidorki i podałam panu do zważenia. Kiedy powiedział cenę, po prostu go nie usłyszałam i zrobiłam większe oczka, a w tym czasie podszedł drugi i powiedział mu: Ona nie rozumie po turecku. Zdrajca !!! Wtedy sprzedawca wystukał kwotę na kalkulatorze. Zapłaciłam i wyszłam.
____________________________________________________________

A teraz jest niedziela i to wyśmienity czas na popołudniowy spacer, na który wybrałam się z L. Plan by,ł taki  aby wybrać się do jednego z meczetów. I przyznam szczerze, że samej nie przyszło mi do głowy, aby specjalnie przygotowywać się na tę wyprawę. Pamiętając jedynie wizytę w Błękitnym Meczecie, gdzie musiałam tylko zdjąć buty, a nikt nie kazał mi zakładać niczego na głowę, ani zakrywać ciała. Założyłam tunikę (i podkoszulkę na ramiączkach pod spód, bo jak oceniłam mój dekolt jest za duży) i leginsy aż poniżej łydek. Moja współlokatorka natomiast wybrała jedne z krótszych spodenek i bluzkę na ramiączkach, całość wieńcząc jedynie apaszką, na wypadek gdyby musiała się zasłonić. Przez myśl mi nie przeszło, że coś może być nie tak. O ja głupia !!! Gdy tylko wyszłyśmy nikt nie przeoczył mojej współtowarzyszki. Wszyscy... ale to wszyscy oglądali się na ulicy tylko na nią. Mogę śmiało stwierdzić, że to był jedyny dzień kiedy udało mi się udawać Turczynkę... Dopóki się nie odezwałam... Nawet jeżeli ktoś nie spojrzał na L., to ktoś inny go szturchnął i już wszyscy patrzyli. Najpierw podeszłam do tego z dozą pobłażania, potem zaczęło mnie to wkurzać, bo też zaczęłam niepotrzebnie przykuwać uwagę. Jednak poradziłam sobie po założeniu okularów i wtedy to już tylko bawiła mnie ta obcinka od góry do dołu, bez wyjątku, czy to facet czy kobieta. Podczas drogi powrotnej L. powiedziała tylko, że to jest denerwujące według niej, kiedy wszyscy mężczyźni są tak natarczywi w stosunku do kobiet i tak się w nie wpatrują. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem: Czy widziałaś, tutaj kogokolwiek w tak krótkich spodenkach? Przecież Ci wszyscy mężczyźni w życiu nie zobaczą nikogo tak rozebranego na ulicy.

Wyczytałam gdzieś kiedyś, że kobiety Europejki, szczególnie ze Wschodu postrzegane są tu jako prostytutki. Trudno się dziwić, jeżeli przyjeżdżamy tu z zimnych krajów, i chcąc niechcąc pokazujemy więcej ciała niż ktokolwiek inny na ulicy. W związku z tym L. nauczona przez F. aby nie podawać prawdziwego pochodzenia, na pytanie jednego ze sprzedawców o nasze pochodzenie, odważnie odpowiedziała: z Polski... Zatkało mnie... I tylko powstrzymałam się od wybuchu śmiechu. To ja tu się staram jak tylko mogę, mało się nie ugotuję, bo zapakowałam się w ciemne kolory, a tu takie buty. I jak to mama mówi, jakbyś się nie odkręcił to i tak d... z tyłu. Mogę robić wszystko a tego nie ukryję. Oczywiście z wizyty w meczecie zrezygnowałyśmy, a i mi przeszła na nią ochota. L. powiedziała, że nigdy nie ubierze się już tak jak dziś, chociaż miałaby się ugotować.

Czy może być gorzej? Oczywiście, że tak. G. opowiadał mi, że kiedy był w bazie amerykańskiej w Bahrajnie w pierwszy dzień Ramadanu z głośników w każdym pomieszczeniu podawano komunikaty o tym, aby nie wychodzić poza teren bazy w krótkich spodenkach, tylko w długich, bo lokalna policja może zwracać na to uwagę. Nawet dla niego była to przesada, bo przecież nauczony tamtejszymi upałami nic takiego nie wziął ze sobą.

Ale wróćmy do Bursy... Powłóczyłyśmy się trochę po okolicy i pstryknęłyśmy kilka zdjęć.
widok ze wzgórza po drugiej stronie Altıparmak

centrum miasta

wszystkie białe kreseczki to minarety przy meczetach
i przy większości z nich jest tylko jeden minaret

Zafer Plaza - centrum handlowe

jakaś góra, bo nikt nie wie jak się nazywa
według mnie to Uludağ, czyli wielka góra

Altıparmak, prowadząca do Kültür Parkı

gdzieś w okolicy centymetra w górę i na prawo od tego minaretu
znajduje się nasz domek
środkowy taras i piętro pod nim to biuro AIESEC-Bursa
 Dzień zakończył się smakiem ayran, który uwielbiam i opisywałam chyba gdzieś wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz